-
Zdążyć
Zdążyć przed nocą, przed burzą, przed deszczem. Zdążyć na pociąg, na wykład, na deser. Zdążyć do domu, do szkoły, do ciebie. Zdążyć przed majem by powrócić raz jeszcze.
-
Z okazji Dnia Kobiet
Ponieważ pięknie życzyć powinnyśmy sobie nie tylko w Dzień Kobiet lecz w każdy inny wtorek czy piątek – dlatego robię to dziś, w jakiś marcowy poniedziałek. Przyjaciółko, Siostro, Mamo, Babciu, Ciociu, Dziewczyno… Niech lustra utwierdzają Cię, jak dzięki Tobie pięknieje świat,a Ty ze wschodzącym słońcem każdego dnia odkrywaj ogromną wartość, jaką masz w sobie. To poczucie własnej wartości – które sprawia, że słowo muszę zamienia się w chcę – daje Ci swobodę i pewność działania. Z tego rodzi się odwaga, dzięki której mówisz głośno o swoich pragnieniach. Nie kiedyś, teraz…Tu i teraz.
-
O hygge już kiedyś tu pisałam. Uprawiam tę dziedzinę życia systematycznie i wiecie co? Wam też polecam, bo to bardzo przyjemne i niezwykle potrzebne, jeśli dużo pracujemy i dużo mamy na głowie. To właśnie wtedy należy nam się poleniuchować. Nie tylko w lutym😊 W ostatni dzień lutego żegnam czule miesiąc mrozów, ferii, piątkowych wagarów i gorącej czekolady w pewnej kawiarni wśród starych drzew. Żegnam go z bólem gardła, gorączką i kubkiem wywaru z imbiru z cytryną i miodem. Nie będę płakać, bo poranne słońce coraz mocniejsze w końcu przegoni zimę na dobre. Z ramion spadną grube swetry, wazony zapełnią się świeżymi kwiatami, a my rozochoceni tradycyjnie zaczniemy wzdychać do lata…
-
Stawiam na wdzięczność
Stary rok tak się spieszył, że dzisiaj już nie ma po nim śladu. Wdzięczna, że nie ociągał się pod koniec grudnia, postanowiłam mu pomóc. I tak Nowy Rok mijał się w drzwiach z wynoszoną choinką i dekoracjami świątecznymi. Aura za oknem i parę stopni na plusie przyszły temu w sukurs. Nie, to jeszcze nie wiosna. To zima, która jeszcze może przymrozić i posłać na górkę w parku przez dwa najbliższe miesiące. I wdzięczna będę, jeśli tak się stanie, bo starych zim trochę brak. Tymczasem wiosenny początek roku tak bardzo mi się spodobał, że wdzięczna byłam za miejsce po choince w salonie, za wpadające słońce do jasnej kuchni, za goździki –…
-
Magia świąt
Patrzyła na nieśmiało wypadające z nieba płatki pierwszego śniegu w tym roku. Szkoda, że jest dwa na plusie, gdyby był przymrozek ziemia zabieliłaby się do południa, pomyślała. A tak niepozorne śnieżynki znikały w zderzeniu z nią. Zawsze wydawało się jej to czystą magią i nie pozbyła się tej myśli w dorosłości. Śnieg jest zjawiskiem pogodowym, które można racjonalnie wytłumaczyć. Czysta nauka i już. Ale przecież niejeden twardziel mięknie na widok białego puchu w listopadzie. W jednej chwili tęskni do świąt i przenosi się w czasy dzieciństwa, gdy z przyklejonym do szyby nosem wrzeszczał „Mamo, mamo! Chodź zobacz, pada śnieg!”. Po czym narzucał kurtkę na piżamę i z niedbale owiniętym wokół…
-
#jestemdość i dość!
Odważna, kontrowersyjna, szczera do bólu książka twórczyni internetowej, artystki kabaretowej, autorki bloga matkojedyna.com – Magdaleny Mikołajczyk „Jestem dość”. „- mamo – powiedziała jedna z moich córek, gdy była jeszcze małym brzdącem. – a dlaczego ty nie nosisz sukienek i butów na obcasach?– jak nie noszę. noszę! nie noszę…?” Nie dość, że książka zdumiała mnie, zanim na dobre zaczęłam czytać i oswajałam chwilowy szok, widząc brak wielkich liter. Okazało się jednak to celowym zabiegiem, a nie przypadkowym nieużyciem, co zdanie, kapsloka na klawiaturze. Nie dość, że zbulwersowało mnie wypuszczenie książki na rynek, której sposób pisania przeczy podstawowym zasadom języka polskiego, to nie mogłam oderwać oczu od tytułu. Gdyby nie on, nie…
-
Łaskawie o listopadzie
Sobotni poranek przywitał nas sypiącym nieśmiało śniegiem. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową „no tak, przecież już od paru dni słucham świątecznego Franka Sinatry i Nat King Cole’a, którzy muzycznie dekorują Wasze piękne instagramowe rolki”. Dopiero co dreptaliśmy w złotych liściach, bez czapek i ciepłych szalików. Zanurzona w przyjemnościach pracy redakcyjnej uśpiłam czujność niecierpliwego oczekiwania na zimę. Weekendowy biały puch przypomniał mi, że istnieje życie poza pracą. Uwielbienie jej nie może zastąpić wypicia zimowej herbaty w fotelu z widokiem na czubki drzew i wpraszającego się rano słońca do salonu. Na szczęście po sobocie przyszła niedziela… Listopad, który jeszcze ma dla nas kilka dni, przyniósł nie tylko dni wypełnione pisaniem, ale długie…
-
Znowu nie odkocham się w jesieni…
Znowu w jesieni tonę po uszy… Jak mam ją znielubić, kiedy podsumowanie września pokazuje, że to miesiąc przytulności, długich rozmów w kawiarni i wyczekanych spotkań? Złota zapowiedź października, która spełnia się w pierwszych dniach miesiąca daje tyle inspiracji, że nie ma czasu na niedziałanie. Już nie wspomnę, że nowe projekty gotują się (ups!) na gazie zapraszając intensywnością zapachów do działania. Na przekór wiadomościom ze świata i nieuchronności zdarzeń robię swoje. Równowaga złapana na niedzielnym spacerze w parku, pachnącym kawą i ukochaną osobą daje kopa. W tym rytmie przeskakuję całą górę zmartwień. Wszyscy je mamy, ale jakże inaczej wygląda „ta góra” w jesiennym słońcu albo niechłodnym jeszcze deszczu, kiedy tyle obietnic…
-
A jeśli do tej pory wpajane zasady wychowania były „złudzeniem optycznym”?
Do poradników parentingowych zawsze podchodzę z dużą rezerwą, bo poza mniejszą lub większą dawką wiedzy mogą być jedynie zbiorem niekoniecznie trafnie postawionych tez, mających dobre intencje psychologa. Ryzyko duże, szczególnie w tak delikatnej materii, jak wychowanie dzieci. I nagle dostaję egzemplarz książki, której autorka ukazuje zupełnie odmienną koncepcję rodzicielstwa. „Za dużo ingerujemy. Nie mamy do nich dość zaufania. Nie wierzymy w ich wrodzone wyczucie tego, czego potrzebują, aby się rozwijać. I w wielu przypadkach po prostu nie mówimy ich językiem.” – pisze znana dziennikarka naukowa Michaeleen Doucleff we wstępie książki „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko”. Wydawałoby się, że fakt bycia rodzicem naturalnie wyposaża w narzędzia niezbędne do komunikowania…
-
O dekoracjach jesiennych…
Wrzesień od pierwszych chwil zamydla nam oczy, świecąc ostrym słońcem, które mocą lata jeszcze opala wygrzewające się twarze. Ale nie ma już złudzeń, że to lato. Poranne zaledwie kilka stopni wieje autentycznym zimnem z uchylonego okna, a pod camelowy płaszcz zamiast zwiewnej bluzki szykujesz gruby szary sweter. To znak, że październik czai się za progiem i przyglądając się radości na wspomnienie lata marzy, że za nim tak samo będzie tęskno. Nie martwiłabym się na jego miejscu zbytnio, bowiem niosąc jesień nastraja na spotkania przy świecach. Na popołudnia aranżuje kluby dyskusyjne o ulubionych książkach, a w przytulnych kawiarniach serwuje herbatę z miodem i rozmowę z przyjaciółką nie tylko o literaturze. Po…