O stole najczulej…
… Dla niej stół był synonimem bezpieczeństwa, ciepła i bliskości. Wokół stołu zbierają się domownicy na niedzielny obiad; przy stole jest szansa zobaczyć się na chwilę, wypijając szybko poranną kawę. Była wdzięczna, że w tej cenie udało się znaleźć prawdziwy, dębowy; dokładnie taki, o jakim marzyła. Przez obfitą nogę, na której opierał krągłości swego prowansalskiego blatu, wyglądał na bardzo ciężki. I dokładnie taki był w rzeczywistości. Stół to prawie głowa rodziny, która musi być silna. To skała opierająca się przeciwnościom losu, niczym latarnia morska, której morze nigdy nie zmyje. To drogowskaz dla błądzących w codzienności. Celowe przetarcia farby oszukiwały, że jest meblem z poprzedniej epoki. Takie fundamenty pozwalały uwierzyć, że będzie oparciem dla całej rodziny. Zbliży ich do siebie i udźwignie wszystkie rozmowy, jakie mu zafundują. To niemal pewne, bo gdy będą tak blisko, ciepło wytworzy się samo. Potem to już tylko kwestia czasu, jak poczują się bezpiecznie…
Mama Dekoruje