A jeśli do tej pory wpajane zasady wychowania były „złudzeniem optycznym”?
Do poradników parentingowych zawsze podchodzę z dużą rezerwą, bo poza mniejszą lub większą dawką wiedzy mogą być jedynie zbiorem niekoniecznie trafnie postawionych tez, mających dobre intencje psychologa. Ryzyko duże, szczególnie w tak delikatnej materii, jak wychowanie dzieci. I nagle dostaję egzemplarz książki, której autorka ukazuje zupełnie odmienną koncepcję rodzicielstwa. „Za dużo ingerujemy. Nie mamy do nich dość zaufania. Nie wierzymy w ich wrodzone wyczucie tego, czego potrzebują, aby się rozwijać. I w wielu przypadkach po prostu nie mówimy ich językiem.” – pisze znana dziennikarka naukowa Michaeleen Doucleff we wstępie książki „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko”. Wydawałoby się, że fakt bycia rodzicem naturalnie wyposaża w narzędzia niezbędne do komunikowania się z dzieckiem, rozumienia malca i radzenia sobie z nim. Kiedy stajemy się rodzicami odkrywamy, że tak wcale nie jest i nim latorośl skończy dwa lata zazwyczaj potrzebujemy pomocy. Właściwie często potrzebujemy jej znacznie wcześniej…
Autorka, aby napisać ten poradnik, udała się wraz ze swoją trzyletnią córeczką w niesamowitą podróż do trzech szanowanych społeczności na świecie: Majów w Ameryce, plemienia Hadza w Afryce i Inuitów w Arktyce. Kierunek jest nieprzypadkowy, bowiem właśnie w tych kulturach złość i dziecięca depresja są nieznane. Brzmi nieprawdopodobnie, ale skoro Michaeleen Doucleff dotarła do tych miejsc na ziemi, może warto chociaż poprzez książkę spróbować podążyć za nimi? Sama autorka przyznaje, że jej celem było napisanie książki, której sama potrzebowała, a której nikt jej nie dał. Siła i inspiracja, jaką oferuje pod postacią całej palety rad i narzędzi, tak bardzo brakujących wciąż w dyskusjach o wychowaniu, to niewątpliwie najważniejsza zaleta poradnika. Chociaż nie wiem, czy nie większym jeszcze atutem będzie uruchomienie w czytelniku (który zapewne jest rodzicem, nierzadko szukającym pomocy) potrzeby przemeblowania swojego sposobu wychowywania dziecka.
Cieszę się, że zostałam skuszona do przeczytania książki, a moja misja wychowania pewnego siebie dziecka wzbogacona o wiedzę, która pomoże w jej wykonaniu. Chcecie się też w nią wzbogacić? Nic prostszego, książka od 21 września czeka w księgarniach 😊 Tymczasem zostawiam Was z piękną myślą, którą autorka ujmuje w prostych słowach, a którą my powinniśmy trwale zapamiętać szczególnie wtedy, gdy w wychowywaniu dziecka towarzyszą napięcia, a nam jest po prostu ciężko:
”Dziecko i rodzic pasują do siebie jak złącze ciesielskie na pióro i wpust – albo, jeszcze lepiej, jak japońskie Nejire Kumi tsugi. Które jest piękne.”
Dziękuję Wydawnictwu Muza za przesłanie egzemplarza książki do recenzji.