Z dobrą wolą uda się
Prawie.
Prawie udaje nam się normalnie funkcjonować. Pracujemy, posyłamy dzieci do szkoły, robimy zakupy, gotujemy obiad, planujemy towarzyski weekend. Gdzieś głęboko tli się jeszcze niezbyt głośno myśl „nie będzie już jak dawniej”. Choćbyśmy poszli na najzwyklejszy niedzielny spacer, w sobotę zrobili szarlotkę czy we wtorek poszli do biblioteki po kolejną porcję książek do przeczytania w miesiąc. Choćbyśmy w modlitwie prosili gorliwie, aby złym snem okazało się mordowanie Ukrainy przez Putina. Choćbyśmy nie wiem, na jak długo zasnęli, to obudzimy się z trwającą obok wojną i jednoczesną biernością świata, przykrytą ogromem obietnic i wielkich słów. Jak długo, Bóg jeden raczy wiedzieć. Przyciszamy radio, by nie słyszeć, że czołgi mogłyby wjechać do naszego kraju. By stłumić niepokój i z powstałej wiary uczynić fakt, powiększyliśmy nasze serca i portfele. Nagle nie mamy za mało lecz o tyle więcej, że można to wyprać w pachnącym proszku i wraz z dodatkiem troski i współczucia składając do podróżnych toreb zawieźć potrzebującym. Kryjąc nadzieję, że nam się to nie przydarzy, czynimy piękne i bardzo potrzebne dzisiaj dobro. Ono wraca, ale my prosimy, aby w taki sposób do nas nie wróciło. Historia nie miała nowego pomysłu, więc posłużyła się starym. Nowa Rosja okazała się starą, tą samą, która bierze co chce i kiedy chce. Europa i Zachód w pięknych krawatach z ładnych zdjęć grożą Putinowi palcem, spotykają się na szczytach, jedzą biznesowe lunche i… nic. Walczą jak zawsze i tak, jak umieją nie ruszają z miejsca. Ławrow dzięki temu spokojnie brnie dalej. Bezkarnie łamie wszystkie prawa cywilizowanego świata i brutalnie bierze Ukrainę, zakładając uśmiech poczciwego starszego pana, aby mu uwierzyć w niewinność. Może sto lat temu, może czternaście czy osiem lat temu, ale nie dziś panowie. Nie dziś.
Na naszych podwórkach nie dzieje się duża polityka, ale dzieją się wielkie rzeczy, które odmieniają świat. Wojna wyzwala w człowieku siłę ducha walki, chęć niesienia pomocy, wrażliwość i empatię, o którą niejeden z nas by się nie podejrzewał. Czas próby ma każdy człowiek. Rosjanin jadący czołgiem na ukraińskie przedszkole, ale i ten, który wyszedł na plac w Moskwie protestować przeciwko wojnie; Białorusin, który stoi pod granicą na rozkaz swojego przywódcy i ten, który kilka lat wcześniej uciekł przed dyktaturą w swoim kraju; wreszcie Polak, który oddał swoje mieszkanie dla Ukrainki z teściową i dziećmi, który zrobił stos kanapek i zawiózł na Dworzec Wschodni w Warszawie, ale i ten, który na forum Unii Europejskiej twierdzi, że Polska niewiele robi. Egzamin zdaje właśnie każdy człowiek, bo jesteśmy tacy sami na całym świecie. Różnią się jedynie nasze mowy ojczyste, kolor skóry i wola.
Dobra wola jest bezcenna jak nigdy dotąd (a może raczej jak zawsze była?), bo dzięki niej możemy być uważni na drugiego człowieka. Otwarty umysł nie pozwoli, aby nienawiść do Putina rzucała kamieniami w każdy samochód z rosyjską rejestracją. Przecież pomimo wielu zwolenników swojego współczesnego cara, wielu z nich nie z przekonań a ze strachu nie powie, że myśli inaczej. Ci odważni wykrzyczą na Czerwonym Placu, a potem odsiedzą piętnaście lat.
W kraju jest nas więcej o około 2 miliony. Najbardziej widać to w polskich przedszkolach i szkołach. Niezwłocznie do opanowania mamy trudną lekcję akceptacji (o tak!), bo mądrości płynące z potrzeby szanowania drugiego, KAŻDEGO człowieka, musimy natychmiast przekazać dzieciom. Teraz, nie za miesiąc, nie po wakacjach. Teraz musimy pokazać, co znaczy pomagać, wysłuchać, zrozumieć. Podzielenie się swymi rzeczami wówczas będzie gestem, za który nazywamy się dobrymi ludzi. Uczyńmy to, jakby miał od tego zależeć świat. Jakby mówili, że od tego nic nie zależy.
I miejmy dobrą wolę. Tu i teraz. Zawsze.