MiSie od muszenia…
Kiedy po raz pierwszy powiedziałam „chcieć to móc” nie wierzyłam w te słowa ani przez chwilę. To ogromny, czasochłonny i chyba nigdy niekończący się proces, aby poczuć energię tego powiedzenia. I tak naprawdę koło jest zamknięte, bo jeśli nie uwierzymy, to się zwyczajnie nie stanie. Czysta energia pozytywnego myślenia. Zmusiłam się kiedyś, aby stało się to moim mottem trochę na przekór sobie i aby zacząć to sprawiać. I w ogóle sprawdzić, czy się da.
Pamiętam, jak w liceum pisałam wypracowanie „Każdy jest kowalem swojego losu”. Po prawie dwudziestu latach dopisałabym „Każdy, kto w to wierzy, jest tym kowalem…”. I tu przychodzi mi na myśl właściwie nieistniejące gramatycznie w naszym języku słowo „muszenie”. A w praktyce występuje, nawet są tacy, co podaliby definicję słowa. Sama czasami staje twarzą w twarz z takim „misiem, który musi”. Wtedy jest niedobrze. Negatywnie, pochmurno, wręcz płaczliwie. Czasami trzeba sztuczek, aby się wykaraskać od tego muszenia. Pokonać misia, co to lubi musieć. A ponieważ to proces, to i mnie zajęło „trochę”, aby udobruchać misia…
Uśmiecham się i czaruję. Chcę robić to, co robię. Uwielbiam miejsce na ziemi, które stało się moim miejscem. Lgnę do mojej drogi, cieszę się jej najmniejszymi okruszkami i nagle całą mnie wypełnia CHCĘ. CHCE MI SIĘ mierzyć z niekończącymi się negocjacjami moich dzieciaków. Chce mi się lepić ciasto na pizzę, a potem cierpliwie czekać, aż wyrośnie. Chce mi się posprzątać dom, choć wieczorem nikt już tego nie zauważy. Chce dbać o partnera, choć już dawno stał się moim mężem i nie muszę się o niego starać. Chce się trochę bać, ryzykować, uczyć nowych rzeczy, bo wtedy czuję, że żyję.
Nic nie musicie. Idziesz do znielubionej pracy, bo chcesz. Bo dajesz jej szansę, że może coś dobrego się jednak wydarzy. Nie musisz płacić rachunków, ale wtedy stracisz dom, a chcesz go mieć… Czyli pierwsze jest „chcę…” Gotujesz, bo chcesz coś zjeść. Idziesz na imprezę, bo chcesz się zabawić. Kochasz, bo chcesz, by serce też rządziło. Zakładasz rodzinę, bo chcesz czuć się potrzebny. Nie zakładasz rodziny, bo masz na siebie inny plan. Bo nie ma reguł, każdy sam jest dla siebie mapą.
Życzę Wam, abyście poczuli, że w „chceniu” tkwi moc sprawcza i nawet jeśli nie idzie po naszej myśli, to poradzimy sobie. Byleby nam się chciało…
PS Pozdrawiam Wasze Misie! Niech Misio nie musi, niech Misio chce 😉
MiSie dzisiaj bardzo chce 😀
12 komentarzy
Kasia
Monia Cudowny wpis 🙂 Podpisuje się pod nim obiema rękami. P
monika
Fajnie mi 😀
Ula
Kochana bardzo mnie dziś podbudowałaś tym mądrym wpisem. Dzięki Ci za to.
monika
Jestem zaszczycona… Przytulam do serduszka, bo wiem, że czasami łatwo się mówi, trudniej robi… Musimy sami w sobie produkować siłę. Kobiety są silne, zawsze nam się udaje 😉
Michał
MiSiu – świetny wpis. Masz rację nie trzeba tylko się chce.
monika
Kwestia podejścia 😉
Anna Ch. z KolorowaMatka
Pięknie to napisałaś. Bo jeśli się chce to znajdzie się sposób i siły. Kiedyś to były puste słowa. Kolejny slogan dla chcących zmian. Trzeba jednak w to uwierzyć 🙂
Ja chciałam zmian. Dokonałam ich. Teraz wkraczam w kolejny etap bo chcę!
monika
Cudownie i tak dobrze robić to dla siebie – cieszę się 😉
Aneta
Czasami tez mam w sobie takiego „misia” co to „musi” ale mój M zawsze mi powtarza „nie musisz tylko chcesz a jak nie chcesz to nie rób” i po „misiu” 😉
monika
Świetna recepta! Zapamiętam 😉
Magdalena
Bardzo tu przytulnie i tak sobie „muszę” powiedzieć, że ten miś bardzo fajny (ze zdjęcia). Zawsze keidy używam słowa „muszę „, to krzywi się mój mąż. I bardzo dobrze, bo odrazy poprawiam na „bardzo bym chciała…”, a to od razu inaczej brzmi, prawda ? 🙂
monika
Dokładnie tak! Fajny i mądry ten mąż 😉 I bardzo dziękuję, że się „tu” podoba, zapraszam serdecznie 🙂 Miś ze zdjęcia też dziękuje 😉