Żadne dziecko nie przejdzie obojętnie obok tych brązowych owoców kasztanowca. Niewielu dorosłych się nie schyli, żeby choć jednego, dwa, trzy wrzucić do kieszeni. Kasztany, bez których nie ma jesieni. Ostatniej wietrznej nocy tyle ich spadło, że z porannego spaceru z psem wróciłam z pełnymi siatami kasztanów. Hm, na kotlety ich nie przerobię, chociaż w dziecięcej kuchni robią za zupę, pulpety, ciastka i cukierki 😛 Misie i lalki są wreszcie najedzone!
Pozostaje jeszcze zrobić ludziki…
A z serii dekoracji jesiennych wypełnić nimi jakieś szkło, ozdobić tacę ze świecami… Co komu akurat we wnętrzu pasuje 🙂
A Wy zbieraliście już w tym roku kasztany? 🙂
Kochany, kochany
Lecą z drzewa, jak dawniej, kasztany
Wprost pod stopy par roześmianych
Jak rudy lecą grad
Jak w noc, gdy w alejce
Rudy kasztan ci dałam i serce
A tyś rzekł mi trzy słowa, nic więcej
Że kochasz mnie i wiatr…
Uwielbiam jesień i kasztanowce
Uwielbiam natchnienie Czytelników na moim blogu… Dziękuję Kochany 🙂
Kasztanowce są wspaniałe, cieszą od wiosny do późnej jesieni, zresztą same drzewa bez liści też mają swój urok. Nazbierałam już trochę kasztanów w tym roku 🙂 Kot bardzo z nich się cieszy, biega z nimi po całym mieszkaniu 🙂 Z jadalnych coś by się dało upichcić. Trzeba zatem jechać do Paryża, bo przecież …najlepsze kasztany są placu Pigalle…
No to… do Paryża 😛
To kiedy?
Za kilka tygodni 😉
Ja upycham kasztany po kieszeniach. Podobno dodają energii i chronią przed zimnem. Nie wiem czy to prawda, ale robię to od lat.
Coś takiego chyba kiedyś słyszałam. I podświadomie to właśnie robię. W kieszeni płaszcza znalazłam zeszłoroczne kasztany…