nastrojowo

Lekcja asertywności…

…dowiedziałam się właśnie, że los sprzyja nam, jeśli mu tylko na to pozwolimy.

Niedawno moje życie zawodowe nabrało ogromnego tempa, sama je podkręciłam, planując wszystko od A do Z. Wspaniale jest być panią świata – znacie to? Wiecie, co przeczytacie dalej?

No to proszę 🙂

Pomyślałam, że los robi nam inaczej, niż byśmy chcieli. Kręcąc kołem „praca” i wyliczając na wszystko czas, z dreszczykiem emocji uznałam, że dam radę. No bo kto, jak nie ja?! Zapomniałam tylko, że życie to nie matematyczne obliczenia, ale zwyczajna chemia, gdzie czasami może się coś wylać. Bez powodu. I zmienić tor, i trochę skręcić w przeciwną, do zamierzonej, stronę. To nic złego, ale wywaliło do góry nogami moje obliczenia. Zaliczam tę lekcję, wyciągam wnioski i idę dalej.

Spodobała mi się ta intensywność zawodowa. Motywacja i mobilizacja to moje codzienne siostry. Ale siła została w tyle… Okazało się, że nie przestałam być mamą, nie sprzedałam dzieci i męża, nie pozbyłam się tej części mnie, która wieczorem lubi wskoczyć pod koc i tulić się do miłych myśli. I prawie zapomniałam o tym, jak już prawie byłam panią swojego czasu… Prawie, bo podświadomość nie zapomniała… I żeby to było mało, wszystko we wrześniu się zadziało. Jakby to był jeszcze leniwy miesiąc, wcale nie wybijający nam wakacji z głowy, dołożyłam sobie jeszcze rozpęd i… znalazłam się tu. W październiku, którego pierwszy dzień okazał się ważniejszy niż kolejne może będą. Zobaczyłam, uświadomiłam sobie i zrozumiałam, że to nie tak miało być. A było to tak…

Napisałam w pewnej grupie wspaniałych kobiet tekst o asertywności. Pisząc go, chciałam pomóc tym wszystkim, którzy nie umieją odmówić. I to nie tylko w biznesie, ale w życiu codziennym. Liczyłam na burzę mózgów, na pełną parę z początkiem tygodnia i co? To te kobiety dały mi najlepszą lekcję, jaką w tej chwili potrzebowałam. Lekcję asertywności. Nie odpowiadając na tekst pokazały mi, że wybrały – nie były aktywne i nie zareagowały, bo wygrała ich praca, która często jest ich pasją; bo wygrała zabawa z dzieckiem po podwieczorku; bo właśnie postanowiły coś w życiu przemeblować. Właściwie to było smutne dla mnie tylko przez chwilę… no bo jak to, ja tu się staram, piszę coś specjalnie, zabieram rodzinie niedzielny wieczór, bo piszę… A tu cisza. Smutne przez chwilę, bo gdy po powrocie z pracy, szybkim kolorowaniu z przedszkolakiem, odłożeniu na kiedy indziej ulubioną gazetę i wymiganie się od czytania starszemu dziecku, zobaczyłam, że los każe mi wybrać. I jak wybiorę, będzie dobrze. Nie mogę być na sto procent w kilku miejscach. Nie mogę osiągnąć sukcesu na kilku płaszczyznach jednocześnie, bo choć są one niezbędne do mojego szczęścia, to każda z nich pilnuje swojej przestrzeni, jeśli któraś przekroczy granicę, jest niedobrze.

„Mama” czyli ja oczami mojej córeczki. To ten rysunek przypomniał mi, w jakiej kolejności chcę tego wszystkiego… 🙂

 

Z ulgą poczułam, że wiem, co muszę zrobić.

Nie chcę być trochę mamą,

nie chcę trochę pisać.

Nie chcę trochę być szczęśliwa.

 

Chcę to wszystko, ale w odpowiedniej kolejności 🙂

 

 

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *