Znasz to uczucie, kiedy do zmywarki wkładasz kolejną filiżankę po kawie, bo innych naczyń nie zbrudziłaś? Nie ma tam małych widelców, misek po jogurcie. Świeci ona pustkami, jak inne kąty w domu. To szczęśliwy czas, kiedy wyjechały sobie na wakacje. A jednak… ciągle czegoś mi brak… I wtedy zupełnie tego nie pamiętam, że kiedy wrócą:
… będę znowu chować się z kawą na balkonie
… będę zwracać im uwagę od świtu do nocy
… będę krzyczeć i tłumaczyć się, że wcale nie krzyczę
… powiem sobie: „ale byłaś głupia, że nie cieszyłaś się (tak bardzo), kiedy wyjechały!”
Dziś tłumaczę sobie, że to tylko kiepski dzień, jeden z tych mniej dobrych. Za chwilę zaszyję się na plaży, na której nawet dzieciaki mają swój kawałek i wcale nie ciągną do mojego. Będzie dobrze.
Ale teraz jeszcze na parę chwil przed urlopem muszę wrócić do codziennych spraw…
… do rozmowy z 5-latką po staniu w kącie (krzyczeniu i pokazywaniu mamie języka, innych zachowań z powodu cenzury nie wspomnę)…
… do zamyślenia na temat wymiany zdań z dorastającą powoli (ale jednak) nastolatką…
… do przypomnienia synowi, po raz pięćdziesiąty ósmy dziś, o umyciu zębów i zaścieleniu łóżka…
… do napisania tekstu na bloga…. który właśnie pisze się prawie sam…
Aha! Jeszcze obiad zrobić, bo zapomniałam zamówić krasnoludki w tej sprawie…
No i powiedzcie mi, która mama tak nie ma? Kochane, całusy dla Was :-* :-* :-*
I znowu próbuję w chaosie porządek znaleźć… byle do tych wakacji!
Jutro będzie piękny dzień :-*
Dziś też jest…