nastrojowo

Natchnienie to nie obiad, córka to nie matka

Wiecie, co to jest natchnienie i czym grozi? Ano grozi tym, że jeśli kipią ziemniaki, przypala się ulubiony sos śmietanowy, ty nie podejdziesz, musisz skończyć myśl. Oczywiście wyboru nie mam żadnego, więc się przed tym nie bronię, a nawet bardzo lubię…

W trakcie prozaicznej i niemalże filozoficznej czynności, jaką jest wieszanie prania, a dokładniej rozwieszając dżinsy mojej córki, zaczęły w głowie płynąć myśli i układać się same w zdania.

Wieszam dżinsy, czy też raczej dziury? Czy dziury muszą schnąć? Czy w ogóle trzeba je prać? Jeśli się brudzą, to pewnie trzeba… Moje aż tylu dziur nie mają, ale te pierwsze miały dziury na kolanach, które rosły wraz ze mną. Ech, gdyby córka widziała, jak bardzo jest do mnie podobna. Taka inna, a czasem ta sama. Widzę w niej siebie, jak zapewne niejedna mama. Taka jak ja. Ale uwaga, ona to nie ja. Mamy coś wspólnego jednak – ona uczy się i ja też. Uczę się tego, jak być mamą coraz starszej dziewczynki i rozumieć, że te dziury są najbardziej oczywistą rzeczą, jaką widać. O jaką trzeba zadbać, pielęgnować… I gdybym porozmawiała ze sobą z tamtych lat, to właśnie tego bym się dowiedziała – wszystko jest ważne, a jeszcze ważniejsze to, czego nie widać. Albo widać aż za bardzo… Ale przecież starzy to wiedzą? A rodzice to już na bank! Wyjątkiem jest tylko obiad, który przegrywając z natchnieniem, nie ugotował się wcale 😉

PS Niedawno natchnienie złapało mnie w autobusie – myślałam, że eksploduję! Pisałam w głowie z nadzieją, że przeleję to potem z łatwością na mój złoty dysk w lapsie 😀 Udało się 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *